Oj
się nie odzywałam... tydzień temu miałam napisać – ale miałam
powakacyjną żałobę. Nic mi się nie chciało. Tylko uciec z
szarej rzeczywistości. Dajcie mi 5 minut i jestem gotowa wrócić na Wyspy Kanaryjskie...
A
dziś... A dziś się zatrułam - otrułam się wczoraj – robiłam
paelle, smak wakacji, chciałam sprawdzić czy otwarty przed wyjazdem
koncentrat pomidorowy jest dobry i... nie był – a dziś cierpię,
jak, to chyba każdy sam ma na tyle wyobraźni, żeby sobie to
dopisać... Zachęcam natomiast do niewyobrażania sobie z jakiego miejsca, do Was piszę ;-)
Chce
Wam opisać, choć namiastkę tego co działo się na wakacjach, ale
żeby to zrobić nie mogę zdychać. Dajcie mi czas. A w
telegraficznym skrócie, co u mnie?
Przez
zeszły tydzień zdążyłam sobie zorganizować życie (jak co roku,
na nowy rok szkolny) – kurs włoskiego, angielskiego i pilates, od
października szkoła coachów i dwa projekty, trenerski i liderski,
co oznacza wyjazdy i życie pełne inspiracji:-) A w domowych
pieleszach [dla niedzieciatych polecam opuścić ten kawałek bo
będzie o kale] – kupki i część sików potomek robi na nocnik,
je samodzielnie, no i mówi już inaczej, tzn.
odpowiada już nie tylko słowami, które były wypowiadanym przez
nas w zdaniu wcześniej ale sam coś od siebie odpowie. Wróciliśmy
też na zajęcia z rytmiki, raz w tygodniu, żeby miał kontakt z
innymi dzieciakami, z niemowlaków awansował do grupy szkrabów,
więc mamy podręcznik, zadania domowe i inną formułę zajęć.
Życie
pędzi jakby nigdy nie było naszej latarni morskiej, Homera Simpson
z piasku, czy Niny, pierwszej miłości naszego synka (dwa tygodnie
starsza od niego, czarnoskóra piękność z Holandii, posikać można
było się ze śmiechu jaki był w nią zapatrzony).
"Powakacyjna żałoba" - bardzo trafne określenie! ;-] Kuruj się!
OdpowiedzUsuńLekarstwem: marzenie o kolejnej wyprawie ;-) dzięki :-)
OdpowiedzUsuń