Na
wakacjach (stacjonarnych) rodzi się nowa rutyna dyktowana godzinami
posiłków, tym kiedy najlepiej rezerwować leżak na basenie
hotelowym, tym czy zachód słońca jest od strony morza i kiedy jest
na plaży ciekawiej, nawet czasami tym, kiedy są sprzątane pokoje (niech
żyje codziennie świeża, pachnąca pościel – wiem, że to nie
eko, ale to tylko 14 dni rozpusty, obiecuję, po powrocie wyrównać
to naturze i zapuścić się w praniu;-). W zeszłym roku nasze
dziecko musiało się dostosować do nas, w tym roku wygodniej nam
było się dostosować do niego. Potrzebowałam trzech pierwszych dni
wakacji, na poukładanie sobie tej nieznanej mi wcześniej, wakacyjnej
rzeczywistości.
Dziecko
jest jak magnes – przypadkowi ludzie otwierają się, zaczynają z
Tobą rozmawiać. Nasz mały magnes działał ze zdwojoną siłą na
Holendrów i kelnerów (na posiłkach, wśród masy innych dzieci
młodszych i starszych, to jemu musiki z jabłka, picie i inne dobroci
podrzucali). Koło hotelu mieliśmy możliwość spaceru do parku lub
Wesołego Miasteczka z tysiącem światełek i karuzelami
dedykowanymi głównie dla małych dzieci. Synek wieczorem (21:00)
szedł na MiniDisco (kaczuszki, Veo Veo,
czy Chu Chu ua
to obowiązkowe punkty wieczoru, do których maluchy z animatorami
bawiły się), potem albo wyjście na spacer na promenadę, albo
Wesołe Miasteczko, spać szedł przed 23:00, za to nadrabiał 3-4
godzinną drzemką w godzinach największego upału (o ile na W.
Kanaryjskich można mówić o upale, bo pogoda jest bardzo
przystępna). Uzależnił się od soku z ananasa i naprawdę dał nam odpocząć (czasami się zamienialiśmy opieką, czasami sam się sobą zajmował, a czasami dobrze się razem bawiliśmy).
Najciekawszy
był dzień wycieczki, kiedy wynajęliśmy auto i objechaliśmy całą
wyspę – plaża zakochanych koło Puerto Rico, Puerto de Mogan
zwane kanaryjską Wenecją, skały położone na 1742 m. Roque Nublo
wśród surowych gór, Agaete i Galdar oraz stolica wyspy Las Palma,
gdzie wylądowaliśmy na starówce Vegueta, w świecie „prawdziwych
ludzi”, nie turystów:-)
Playa de los Amadores
Puerto de Mogan
Presa de los Hornos - środek wyspy Gran Canaria
Zjazd z gór do Agaete - ląd, morze, chmury i niebo
Najpiękniejszy
za to był ostatni dzień. Po śniadaniu, na które zwykle budziło nas dziecko koło 08:30 i totalnym lenistwie na
leżakach basenowych, w samym basenie i hotelowym jacuzzi, o 17:00
pojechaliśmy na promenadę do Meloneras. Tam w stylowej kawiarni, z daleka
przyciągającej kakofonią zapachów, zamówiliśmy
przepyszne ciasta i Cafe Cortado. Następnie wybraliśmy się na
długi spacer brzegiem morza, od latarni w Meloneras, przez wydmy w
Maspalomas, w stronę kolejnej miejscowości Playa del Ingles. Znacie
ten rodzaj piasku, który jest jasny, miękki, a jednocześnie nie
zapada się, kiedy po nim idziesz? Można tak spacerować
kilometrami, kiedy fale ciepłego morza muskają Ci stopy, otacza Cię
niesamowity widok, a Ty jesteś w całości, tu i teraz. Wróciliśmy
na kolację, co szczerze mówiąc brzmi nieadekwatnie do ilości
pysznych potraf jakie co wieczór mieliśmy w hotelu do wyboru. Po
kolacji posłuchaliśmy jeszcze muzyki na żywo w jednej z hotelowych
kawiarni – robiliśmy wszystko, żeby wieczór się jeszcze nie
skończył. Ciepło, gwar, refleksy podświetlonej nocą wody, radość
życia.
Maspalomas, wydmy
Maspalomas, nasza plaża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz