Dziś mam piękny dzień. Tak,
wiem: nie chwal dania przed zachodem słońca. Ja jednak wolę inne
powiedzenie: ciesz się chwilą :-) Dlatego podzielę się z Wami tym, jak fajnie mija
mi dziś czas. Po poranku z przygotowaniem synka do pójścia do
przedszkola, zostawiłam Zosię u Babci i poszłam na zajęcia z
jogi. Czasami zdycham całe zajęcia (jak jest dużo siłowych
ćwiczeń w pozycji psa), jednak tym razem akcent był na rozciąganie
i ćwiczyło mi się po prostu świetnie.
Źródło: http://www.portalyogi.pl/blog/category/joga-cwiczenia-odchudzajace/page/2/
Jak wróciłam Zosia spała u
Babci, więc miałam chwilę na spokojne śniadanie (tost z kremem z
białego sera, łososiem wędzonym i cytrynką, pomidorki z bazylią
i pyszna biała kawka z ekspresu), ale co jadłam jest drugorzędne
wobec tego, że świeciło słonko i mogłam to zrobić na tarasie w
ogrodzie.
Dodatkowo relaks przy Głowie Niobe Marty Guzowskiej. Czuję się jak w klimacie
najlepszej klasyki kryminałów pokroju Aghaty Christie, tylko że zamiast
okrętu i Śmierci na Nilu mamy wszystkich podejrzanych zebranych w pałacu w Nieborowie...
Potem już w towarzystwie Zosi, postanowiłam rozprawić się z pomidorami z działki. Mamy ciocię, która jest pasjonatką upraw z ogródka działkowego. Niestety jakość produktów (jabłka zgniłe w środku, ogórki z ogromnymi, twardymi pestkami i miękkie, bez smaku pomidory) jest średnia. Za to wszystko zdrowe, "i-tak-podarowane", więc szkoda marnować. I co począć z całym wiaderkiem pomidorów działkowych? Tym razem postanowiłam zrobić domowe suszone pomidory.
Pachnie jak we włoskiej restauracji:-)
Może na kolację zrobimy sałatkę
wg przepisu mojej włoskiej znajomej, polecam:
pomidorki koktajlowe
pomidory suszone
feta pokrojona w kostkę
czerwona cebula posiekana
rukola
prażony słonecznik
oliwa z oliwek
odrobina octu balsamicznego
pierz
całość wymieszać i użyć
siemię lniane do posypania
Zosia wybawiła się (uwielbia
oglądać i podjadać książki), zjadła obiadek, przeszłyśmy się
na spacer z psem, po powrocie jeszcze potańczyła do piosenki chu chu ua - TAK, MOJE NIEMOWLAKI TAŃCZĄ. Miał to Józek od
pierwszych miesięcy i ma to Zosia, jak słyszą muzykę, która im
się spodoba (większość), to rytmicznie się bujają. Urocze i
niemożliwe do sfilmowania bo jak widzą kamerę to z pełną powagą
i w pełni usztywnione na nią patrzą. A po wygibasach zasnęła.
Miałam czas, żeby ogarnąć kuchnię (pomidory suszone zrobiłam
przy Zosi, ale nie dała mi już szans na posprzątanie po akcie
twórczym) i zaczęłam robić obiadek, bo za chwilkę chłopaki
wrócą z wielkiego świata jak wiecie z postu o mojej codziennej rutynie.
Robi się obiadek, mięsko w sosie z odrobiną czerwonego wina i bulionem, ziemniaczki i mizeria.
Kochani, Wam też życzę miłego
dnia :-)
Oby więcej takich fajnych i pozytywnych dni! ☺
OdpowiedzUsuń