Właśnie
wróciłam z via Putignani w Bari. No nie dosłownie, tam mieszka adwokat,
główny bohater książki, którą właśnie czytam:
Gianrico Carofiglio Świadek mimo woli. Wróciłam, żeby opowiedzieć Ci o moim natręctwie myślowym.
Zgadzasz się z teorią potrzeb Piramidy Maslowa? Ja zawsze
wierzyłam w nią, jednak w sposób względny – jeżeli jesteś
skrajnie ubogi i głodny nie myślisz przede wszystkim o czytaniu,
ale jeżeli generalnie dobrze się Ci powodzi, to nie raz z burczącym
brzuchem pójdziesz do Empiku po autograf lubianego pisarza, albo
zarwiesz noc na czytanie.
Jem słodkie pomarańcze, obrane, w kawałkach, przygotowane wcześniej. Piję
kawę po amerykańsku, z ekspresu, czarną i myślę. Robisz sobie
podsumowanie roku? Masz postanowienia na kolejny? Kiedy byłam w
Warszawie na Kongresie Kadry, Bruno Rouffaer miał wykład pod
tytułem Zmiany
w czasie kryzysu: zarządzaj i kieruj sobą i swoją organizacją
poprzez transformację i proces zmian.
Sam o sobie mówi „Belgian
leadership rebel”,
właściwie poszłam na jego wykład bo poprzedniego dnia, wieczorem
bardzo sympatycznie bawił się na bankiecie z kilkoma uczestnikami
konferencji, wśród których przez chwilę się znalazłam i
obiecałam mu, że posłucham jego prezentacji. Merytorycznie
niewiele wniosła do mojego życia, ale ciekawie słuchało się jak
po wielkim kryzysie wyciągał zwolnionych bankierów z depresji, jak
wyglądały sesje, jak ludzie sobie poukładali na nowo życie (lub
nie – dwóch popełniło samobójstwo, tylko dwóch). Najciekawsza
była gra. Rozdał wszystkim osie czasu (kreski na kartkach papieru), z zaznaczonymi punktami co
10 lat. Od zera do setki bo bardzo prawdopodobne, że za parędziesiąt
lat ludzie będą tej setki często dożywać. Na osi kazał nam
zaznaczyć przełomowe momenty w życiu, które nas ukształtowały.
Zastanowić się, czy były dobre, czy złe i czy mieliśmy na nie
wpływ. Mieliśmy też zaznaczyć to co chcemy, żeby się jeszcze
zdarzyło i mniej więcej kiedy w naszym życiu powinno to mieć
miejsce. Wnioski ze ćwiczenia były takie, że większość z nas
znajduje się nawet nie w połowie swojego życia i proporcjonalnie o
wiele więcej czasu powinniśmy poświęcać na refleksja nad tym co
będzie, niż nad tym co było.
Moim
prywatnym wnioskiem z ćwiczenia było spostrzeżenie, że bardzo
dużo przełomowych momentów w moim życiu, zdarzyło się w
ostatnich latach i to dosłownie w odstępach zaledwie miesięcy –
śmierć bliskich, ślub, narodziny synka, wyjazd na stypendium
Erasmus, decyzja o zamieszkaniu w domu Mamy, pierwsza praca, zmiana
pracy, przeprowadzka z Krakowa do Bielska, rezygnacja z doktoratu.
Sprawy błahe i kardynalne. Większość z nich była bardzo dobra.
Jestem z tych zmian zadowolona, jestem zadowolona z tego kim jestem tu i
teraz, gdyby tylko pewne demony przeszłości mnie nie ścigały,
gdyby tylko się remont domu skończył, gdybym tylko mogła złapać
ten oddech pełną piersią... Brak mi taj bazy jaką jest
bezpieczeństwo w Piramidzie Abrahama Maslowa.
cake_flickr_yvestown_CC BY-NC-ND 2.0
Była
u mnie wczoraj koleżanka. Bardzo ją lubię, tylko w czasie spotkań
mam takie poczucie, że coś jest nie tak. Znamy się od czasów
liceum i raz na rok się spotykamy. Tego typu znajomości nazywam
odświeżaniem biografii, ponieważ po takim odstępie czasu, nie
zagłębia się niuansów, opowiada się o tym co się zdarzyło i
basta. Koleżanka uczy polskiego w szkole i prywatnie daje korepetycje, jest w
ciąży, termin porodu ma na 1 czerwca, w zeszłym roku 1 czerwca
brała ślub. Jest zakochana po uszy w mężu, ale jak opowiada to
dla mnie ten związek jest takim układem wzajemnych kompromisów. Kupili apartament w nowym budownictwie, ogromny, bo każdy musi mieć osobne pokoje do pracy, nie
wyobrażają sobie nie mieć „swojego pokoju”. Po zastanowieniu
doszłam do wniosku skąd to moje wrażenie dziwności – ona nie
komentuje. Opowiada co się dzieje, ale w sumie to nie wiadomo czy to
dobrze, czy źle, czy ona tak chciała, czy on, czy to na podstawie
doświadczenia, czy z góry podjęli jakieś decyzje. Pewnie kwestia
stylu bycia, widywania się częściej, ale po spotkaniu mam poczucie
jakbym przeczytała fragment książki w środku, bez wstępu, bez
zakończenia. W każdym razie mam update
informacji i pozbyłam się troszkę zapasów świątecznych z
lodówki ;-)
Ciekawe jakie ona miała wrażenie po spotkaniu ze mną? W sumie to fajnie byłoby mieć swój pokoik, takie moje małe ekele. Ale to pewnie stanie się dopiero na starość, jak mąż mnie z łóżka wykopie przez problemy gastryczne, zmarszczki jak u shar pei i moczącą się szczękę na szafce :-)