Czytam
właśnie kryminał Laury Lippman Co wiedzą zmarli.
Jest nieźle pokręcony, autorka ma fenomenalną zdolność
opisywania „myśli” bohaterów, zgodnie z okładką buduje
„oniryczny klimat”. Przyznam, że musiałam się przestawić z
poprzednich kryminałów, gdzie słowa były lekkie i szybkie jakby
ktoś z karabinu nimi strzelał, teraz jest głębia, a żeby
konstrukcja powieści miała sens, trzeba się w nią wczytać.
Trafiłam
na fragment, w którym dwóch policjantów rozmawiało o spotkaniach
klasowych po latach. Jeden sklasyfikował przemiany jakie zachodzą z
biegiem lat w ludziach na 3 grupy: 1) ludzie dobrze zakonserwowani,
niewiele się zmieniający, po latach poznajesz ich w mgnieniu oka 2)
ludzie brzydko się starzejący, puchną, łysieją, wszystko im
obwisa 3) dotyczy tylko kobiet, które w szkole były szarymi
myszkami, z biegiem lat wyrastają z kompleksów, uczą się jak dbać
o siebie, trenują, inwestują w ubrania i kosmetyki. Nie wiem, czy
ta klasyfikacja jest prawdą, ale kto z nas nie chciałby być
zadbany? A jednak... Tyle szarości na ulicach. I nie mówię o byciu
szczupłym, modelki XXL pokazały światu że krągłości potrafią
być seksowne. Prawda jednak jest taka, że albo ma się dużo
samozaparcia i pomysłowość albo ma się dużo kasy, żeby dobrze
wyglądać. Nie musi się drogo jeść żeby było zdrowo, jednak
przygotowanie potraw staje się bardziej czasochłonne jeżeli chcemy
mieć coś smacznego, a nie stać nas na wykwintne produkty. Nie
trzeba chodzić systematycznie do SPA, żeby mieć piękną cerę,
jednak robienie różnych pult na maseczki w domu, nie jest przyjemne
i wymaga systematyczności. Nie trzeba mieć karnetu w siłowni i na
basenie, żeby być wysportowanym i jędrnym, ale ćwiczenie w domu
oznacza dużo samodyscypliny. Nie trzeba ubierać się w drogich
butikach, żeby mieć swój styl i umieć dobrać ciuszki, jednak
trzeba się na tym znać i umieć rozróżnić to w czym się dobrze
wygląda od tego jak chciałoby się w swojej wyobraźni wyglądać.
źródło: http://www.empik.com/zamien-chemie-na-jedzenie-bator-julita,p1079210550,ksiazka-p
Miałam
w swoim życiu taki etap, że cały mój dzień był rozpisanym
grafikiem. Pobudka codziennie o 7:00, potem 50 przysiadów i
ćwiczenia rozciągające, zajęcia w szkole, zajęcia po szkole,
basen, 500 brzuszków przed pójściem spać, 100 pociągnięć
szczotką po włosach, masaż twarzy w czasie nakładania kremu...
Dużo takich punktów do codziennego grafiku trzeba byłoby wpisać.
Nazwijmy to uzależnieniem od terminarza. No i się wypaliłam. Po
trzech latach takiego życia zniechęciłam się do samodyscypliny.
Postawiłam na głos serca, na to żeby znaleźć swoją drogę, być w
jednym dobrą, a nie we wszystkim, wybrałam odrobinę spontaniczności. To
pozytywny aspekt, uwolnienie siebie, jednak jest też negatywna
strona. Teraz do ćwiczenia potrzebuję klubu fitness, bo inaczej
mogę zapomnieć o systematyczności.
Co
do jedzenia to wybrałam drogę pośrodku. Ani ja ani maż nie
lubimy „tracić czasu w kuchni”, czasami zdarza nam się zjeść
paluszki rybne, czy zupę z mrożonymi wcześniej warzywami. Jednak kupując patrze na numerki – nie
kupię jajek z numerem zaczynającym się od 3 czy owoców z numerem
8*, czytam etykietki i jak mam wybór, wybieram naturalne i
zdrowsze produkty. Chyba sporo ludzi tak postępuje, ma już
świadomość konsekwencji jakie niesie za sobą dobór jedzenia,
jednocześnie w pędzie życia kombinujemy jak je sobie ułatwić.
Pomiędzy
kryminałami przeczytałam książkę
Julity Bator Zamień
chemię na jedzenie,
moje uczucia mieszają się między podziwem, a myśleniem o tym, że
nie przepadam za ortodoksją. Pomyślcie jak ciężko zrobić
przyjęcia na którym masz gości unikających wszystkiego co
chemiczne, sztuczne w jedzeniu:-) Jednocześnie wiem, że grupa ludzi jedzących zdrowo
rośnie, Beata Pawlikowska jest jedną z propagatorek takiego
podejścia. I cieszę się bardzo. Dzięki zasadzie popyt czyni
podaż, zdrowe produkty będą coraz powszechniejsze i coraz łatwiej
dostępne.
Ciekawostka,
zjawisko poboczne, zaobserwowane przy okazji wielu rozmów o
szkodliwości aspartamu w gumach do żucia, sposobie przyrządzania
kurczaków w McDonald's, czy np. filmie PETA w którym Palmela
Anderson pokazuje jak kurczaki do KFC są skubane „na żywca” z
wyrywaniem łapek w... USA (nie produkowane w fabrykach, naturalne to często też etyczne
jedzenie). Ludzie wpadają w paranoję spiskowych teorii,
dezinformacji, od propagandy koncernów po prywatę pod szyldem
ekologów. Wszyscy nas oszukują w imię mamony, a my nie wiemy jak
jest naprawdę i komu uwierzyć. I to nie będzie moja pierwsza taka
konkluzja: chyba zawsze najlepiej kierować się zdrowym
rozsądkiem i wybrać złoty środek.
A
ja prywatnie dodałabym do tego „I nie czyń bliźniemu swemu –
w tym braciom mniejszym – co Tobie nie miłe”.
*Kody
PLU (można je zobaczyć np na pomarańczach):
Produkty
ekologiczne mają 5-cyfrowy numer PLU, który zaczyna się numerem 9.
Konwencjonalne
produkty mają 4-cyfrowy numer PLU, od numeru 4 rozpoczynający się.
Genetycznie
zmodyfikowane (GMO) produkty posiadają 5-cyfrowy numer PLU, który
zaczyna się numerem 8.
Przykazanie
na drogę:
Nigdy
nie kupuj orzeszków na wagę i innych produktów tego typu, wg badań
są tam fekalia, pleśń, kurz w drastycznych ilościach.