Dawno, dawno temu, a dokładnie to w styczniu, na stronie bloga na FB publikowałam Wam film Hatalskiej o Generacji Z, pokoleniu ludzi urodzonych po 1995 r. Nie da się ukryć, że tworzenie
nomenklatury i podziałów typu generacja X czy Y jest sztucznym
tworem i gdybym sama zawodowo nie zajmowała się rekrutacją i
analizą zachowań czy motywacji pracowników, powiedziałabym, że to
bardzo naciągane koncepcje. Jednak moja praktyka potwierdza, że od
etapu rekrutacji, po długość pracy w jednej firmie, spora część
osób z danego pokolenia przejawia zachowania charakterystyczne dla swojej grupy.
Generacja X to ludzie urodzeni
między 1961, a 1985 r. Nazwa „X” ma oznaczać niewiadomą, to
pokolenie jako nastolatkowie poszukiwało sensu własnej egzystencji,
odpowiedzi na trudne pytania. Jest to pierwsze pokolenie żyjące w
świecie zdominowanym przez media. Na zachodzie są to dzieci
powojennego baby boom, które jako bunt wobec swoich rodziców
odrzuciły ich zawodowe ambicje i wyścig szczurów, w Polsce jest to
jednak pierwsze pokolenie pracowników korporacji, ze szczególnym etosem
kraju tańszej siły roboczej, który chce udowodnić, że jest
lepszy od pracowników zachodnich firm matek, a zarazem
pocieszających się, że jakość ich pracy nie pozwoli przenieść
firm jeszcze dalej na wschód. To kolekcjonerzy szkoleń i osiągania celów korporacyjnych (KPI).
Kolejną generację nazwano Y
(urodzeni między 1984, a 1995). Ich życie zdominowane jest przez
technologię, która kreuje automatyczne myślenie. Żyją w
globalnej wiosce, są pewni siebie, wychowani w realiach wolnego
rynku, są też uznawani za nielojalnych pracowników.
Socjologowie próbują przewidzieć
jakie będzie kolejne pokolenie, które dopiero przymierza się do
wejścia na rynek pracy. Jednak przykład opisu generacji obecnie
zajmującej miejsca w przedszkolach i szkołach, zaproponowany przez
Panią Hatalską wydaje mi się niepełny i zbyt łaskawy. Tak,
zgadzam się, że komputer to już nie ich świat, tylko jedno z
licznych narzędzi, od którego potrafią się dystansować i znają
zagrożenia jakie internet niesie ale... Nową generację nazwałabym
pokoleniem B od słowa beneficjent lub biorca.
Geneza jest banalna – rodzice
ukształtowali w nich mentalność „należy-mi-się”. Rodzice,
pokolenie X, pierwsze pokolenie, którego całe życie zawodowe
odbywa się w realiach kapitalizmu, trochę jeszcze dzikiego i
nieokiełznanego. Pierwsze pokolenie wczasów w pakiecie all
inclusive, cateringu, sklepów sieciowych i prawa do reklamacji.
Rodzice to pokolenie usługobiorców, dla którego świat (u)sług,
zarezerwowanych kiedyś dla świata elit, jest łatwo dostępny.
Oczywiście nie zatarły się
różnice, a podziały na biednych i bogatych wyostrzyły się –
okres komunizmu siłą starał się je zatrzeć, teraz wróciliśmy
do starych "dobrych" porządków, gdzie przepaść między biednymi i
przeciętnymi, a bogatymi jest gigantyczna.
Pomówmy jednak o dzieciach tych
przeciętnych bo zgodnie z zasadą Pareto, stanowią oni 80%
populacji. Ich dzieci to właśnie pokolenie biorców. Rodzice nie mieli
kolorowych zabawek, więc swoje szarobure dzieciństwo wynagradzają
swoim dzieciom bez umiaru. Te dzieci od kołyski są kształtowane
obrazami z telewizji, pełnymi skrajnych, roszczeniowych zachowań,
bo celebrytami stają się przebojowi, nieskromni, a wręcz bezczelni
ludzie. Ideały nie reprezentują dawniej respektowanych cnót, ale
umiejętność szybkiego wzbogacania się i szumnego korzystania z
pieniędzy. Kupujemy przyjemności, kupujemy wrażenia, kupujemy
sobie jakość życia.
Korporacje kształtują w
rodzicach młodego pokolenia życie nastawione na cel. Pokolenie X
nastawione na cle i karierę rodzi dzieci. Ich młodsze rodzeństwo,
pokolenie Y było subtelną fazą buntu, afirmacji work life balance,
gdzie negocjowało się godziny pracy pod poranne zajęcia z jogi,
jednocześnie zaczęła się w nim rozwijać wybujała pewność
siebie, która w najnowszym pokoleniu biorców osiągnęła poziom
abstrakcyjny. Już Y-ki nie muszą czekać, aż ktoś zrobi im zdjęcie,
sami wypromują swój wizerunek za pomocą selfie opublikowanych na portalu
społecznościowym.
Rodzice pokolenia biorców, X-y
pracują w nadgodzinach, a ich dzieci w tym czasie albo grają w gry
komputerowe, albo są przewożone między jednymi a drugimi
zajęciami pozalekcyjnymi. Paradoksalnie oba te typy zajęć
kształtują w nich jedną wspólną cechę – niecierpliwość. W
grach komputerowych jedno życie to czasami jedno rozegranie, w
świecie zajęć dodatkowych prywatne szkoły motywują uczni i ich
sponsorów (rodziców) rozdając certyfikaty i dyplomy po każdym
roku, czy przejściu fikcyjnego stopnia wtajemniczenia. Niewiele trzeba, żeby coś dostać. Płacisz i należy ci się.
Jako podsumowanie, chciałabym
opowiedzieć Wam dwa przykłady. Doświadczenie mojej koleżanki,
nauczycielki w gimnazjum.
Przykład pierwszy:
dwunastolatkowi w czasie lekcji, którą prowadzi moja koleżanka
Marta, wypadła na środek klasy paczka papierosów. Marta podniosła
ją, papierosy połamała i wyrzuciła wszystko do kubła. Następnego
dnia została wezwana na dywanik do dyrektora. W gabinecie siedziała
mama chłopca, któremu owa paczka papierosów wypadła. Domagała
się zwrotu pieniędzy za paczkę papierosów! Powiedziała, że
nauczycielka wyjęła ją z kieszeni ucznia. Dyrektor zapytał czy to
prawda. Nauczycielka zaprzeczyła. Miała szczęście, przełożony
uwierzył jej. Powiedział, że może wyjść, on się wszystkim
zajmie, czyli szkoła odda kobiecie pieniądze. Czy tylko dla mnie
przyzwoitą reakcją byłby wstyd matki, że jej dwunastoletni syn
pali?
Przykład drugi: wspomniana
nauczycielka, Marta, wzywa rodziców pewnego chłopca do szkoły na
rozmowę. Przychodzi ojciec, Marta ostrzega go, że jego syn nie
przejdzie do kolejnej klasy, w zeszłym roku zdał warunkowo, od
początku szkoły ma tragiczne oceny. Prosi, żeby tata porozmawiał
z synem. W odpowiedzi słyszy: „A czemu? To ja mu powiedziałem,
żeby się nie uczył. Nie musi tracić czasu, po szkole odziedziczy
po mnie firmę i od razu będzie prezesem.” Koleżanka spokojnym
głosem, chcąc zachęcić ojca chłopaka do zmiany zdania
oznajmiła mu, że z całym szacunkiem jaki do jego rodziny czuje,
chłopak przy takim podejściu do życia nie da rady prowadzić firmy
i w dwa lata doprowadzi ją do upadłości. Ojciec wziął radę do
siebie. I zapowiedział, że pozwie ją do sądu za obrazę.
Nie chciałabym pracować dla
takiego dyrektora od kołyski.
A ja rosnę i rosnę, i niedługo przerosnę...
Mój Boże co to się teraz dzieje.. masakra! Podane przez ciebie przykłady są jednymi z wielu, smutne to.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry post! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAutorka wybiera skrajne przykłady i na ich podstawie stara się zobrazować całe pokolenie, które jest zresztą wciąż nieukształtowane. To bardzo płytki i w zasadzie mściwy obraz dzisiejszych kilku i nastolatków. Biorąc pod uwagę faktkształtowania się pokolenia w opozycji do rodziców, ciekawe na kogo wyrosną, przeciwko czemu będą się buntować i czy zmienią również nasze ideały. Pokolenie Y jest pokoleniem straconym i głęboko rozczarowanym, a jednocześnie na tym gruncie zaczynają się rodzić wartości, których pokolenie X nie miało. Podobnie będzie z Z. Kto wie, czy nie obrócą się przeciwko technologii, wśród której wyrośli.
OdpowiedzUsuńJednym słowem bardzo zły tekst, napisany chyba pod wpływem emocji i bardzo płytki. Polecam poznać paru przedstawicieli Z i skonfrontować własne wyobrażenia z rzeczywistością. Co do technologii i zachłanności, spójrzmy prawdzie w oczy! Sami jesteśmy nią zafascynowani, sami spędzamy każdą wolną chwilę w internecie, korzystamy ze smartfonów. Dlaczego więc potępiamy za to naszych młodszych towarzyszy?