Nie zapomniałam o czytaniu,
ani ani. Tylko tym razem jakoś nie trafiłam zbyt dobrze. Może zbyt się
przywiązałam do Lizy Marklund i jej serii kryminałów o Annice?
Kiedy zobaczyłam na półce w
bibliotece książkę spełniającą wszystkie warunki moich faworytów:
- kryminał
- pisany przez kobietę, a
wśród bohaterów też kobieta, - akcja współcześnie się toczy
- pisarka Skandynawska
- miejsce akcji atrakcyjne (piękne widokowo, zawsze sprawdzam w grafice google lokalizację powieści)
- polecany: zawsze
sprawdzam tylną okładkę, jak ma dużo „sponsorów” to znaczy, że przyjemnie się
to czyta i jest na świecie popularne
I co? Że idzie mi czytanie jak krew z nosa, niechcący opuściłam 100 stron w jednej z książek, o czym się dopiero pod koniec zorientowałam. Dla treści książki było to bez znaczenia. Brakuje głównego bohatera. Tu się coś dzieje, tam coś się dzieje, a rozwiązanie sprawy ni jak ma się do treści (chyba, że jednak było coś w tych 100 opuszczonych stronach;). Niestety zaszalałam i wypożyczyłam całą serię książek Mari Jungstedt. Ambicja jednak wymusza na mnie przeczytanie ich, a ponieważ nawet do posraci fikcyjnych sie przywiazuje, jest coraz łatwiej.
Strona uboczna gustowania w skandynawskiej literaturze? Pije się więcej kawy. Tam co 2 strony ktoś parzy kawe/ proponuję kawe/ pije kawę / wyrzuca kubek po kawie ☕
Moje dzieciaki uwielbiają "czytać":)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz