Co widzę po przebudzeniu...
Uwielbiam oglądać zdjęcia okien z widokiem. Jakoś mnie nastrajają nostalgicznie.
To połączenie ogniska domowego z perspektywą przestrzeni ma magię.
To połączenie ogniska domowego z perspektywą przestrzeni ma magię.
Absolutnie nie spodziewałam się,
że w tym roku będzie jeszcze okazja na herbatkę na tarasie.
Zakutana w szal i sweter, grzałam się w promieniach delikatnego,
jesiennego słonka. Taką jesień to ja lubię!
Aż miło się wstaje, kiedy
promienie słoneczne wdzierają się do domu. A wstaje się wcześnie,
bo moje dzieci jakoś nie chcą przestawić sobie zegarka. I jak
pobudki były około 8 to teraz są około 7, a jak tata zbudzi
wychodząc do pracy to nawet o 6:00. Uważam, że dawno minęły
czasy logicznego uzasadnienia zmiany czasu z letniego na zimowy.
Powinniśmy pozostać w czasie letnim i basta!
Jedyne co mnie pociesza to, to że
są regiony świata o wiele bardziej rozkręcone w przestawianiu
zegarków. W USA co kawałek (no dobra, co stan) jest inna strefa czasowa.
Kiedy podróżowaliśmy tam, wiedzieliśmy o tym, ale jakoś sobie
nie doczytaliśmy, że mają jeszcze czas nizinny i górski. Kiedy
spaliśmy w hotelu koło Wielkiego Kanionu Kolorado postanowiliśmy
obejrzeć wschód słońca (nigdy więcej, wolę zachody). Wstajemy,
a tu ciemno jak w... sami wiecie. Totalnie ciemno. Zadzwoniliśmy
do recepcji i okazało się, że mamy jeszcze godzinę snu do wschodu
słońca. Nie zdążyliśmy powiadomić przyjaciół, którzy chwilę
później zapukali do naszego pokoju hotelowego w pełnym rynsztunku
gotowych na zwiedzanie turystów.
Było
to piękne, mroźne i senne doświadczenie. Większość Amerykanów,
przyszła oglądać wschód słońca nad Grand Canyon w piżamach,
owiniętych śpiworami. Luzik ;-)
Nieśmiało, nawet góry się załapały na zdjęciu ;-)
Lubicie Pişmaniye? Herbatka podana nie po turecku, ale deser jak najbardziej z Azji Mniejszej.
A o tej Azji to się napisałam...
Żeby byś zgodnym z tytułem posta, dodam jeszcze jedno wspomnienie
z wakacji w Turcji, którą objechałam wkoło - kiedy w okolicy
Kapadocji podano nam do skosztowania deser Pismaniye (smaczniejsza wata
cukrowa, bywa smakowa, trochę podobna do chałwy) pilot wycieczek próbował
oczywiście wkręcić zagubionym turystom, że to moczona w cukrze
owcza wełna. Niektórzy nawet po wyjaśnieniu, że to żart, nie
skosztowali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz