Nie raz już pisałam o moim
stosunku do Kościoła Katolickiego, bo to moja religia i sporo o
niej myślę. Rozdzielam kwestię wiary i kościoła oraz państwa i
kościoła. Kościół to dla mnie potrzebna i przydatna instytucja,
która jednak ma skłonności (co pokazuje historia i natura ludzka)
do chciwości i władzy. Niemniej jednak porządkuje pewne kwestia,
integruje swoich członków i daje im wskazówki.
Z przyczyn oczywistych – kościół
potępia relatywizm religijny (wątpliwości są dla każdej religii
ryzykiem) i jest konserwatywny (w końcu ma być ostoją tradycji).
Ja jednak uważam, że rozum i racjonalność też powinny w głowach
Polaków-Katolików mieć swoją przestrzeń.
Znajduję dla siebie miejsce i
uważam się za Katoliczkę. Dużym wzmocnieniem mojej „religijności”
jest teraz Papież Franciszek. Jestem nim zachwycona. Dla ostudzenia
mojego zapału z bólem obserwuję rolę kościoła w moim kraju –
pazernego, manipulującego masami, jak za głośno zrobiło się o
pedofilii w kościele i opłatach za wszystko, kiedy przecież
duchowni dostają za swe usługi z naszych podatków pensję, nagle
pojawiła się szerzona z ambon metoda najprostszej propagandy –
wspólny wróg. Najpierw gender, a teraz choćby in vitro
i zarodki ludzkie utylizowane w Coca-Coli. Język populistki, który
niestety porywa bezmyślny tłum. W kościele jest mnóstwo cudownych
księży, zakonników i zakonnic, może nawet jakiś dobry hierarcha
się trafi (żart, bo oczywiście tacy też są). Ale mam takie
wrażenie, że jednak ta proporcja jest teraz na korzyść
nie tej miłosiernej, pełnej pokory religii Jezusowej, a pełnej pychy i
bogactwa inkwizycji. Oby przykład szedł od góry (od Papieża).
Moja religia jest taka fajna –
wiem, że to kolokwialnie brzmi, ale naprawdę tak uważam. W czasie
Porównawczych Studiów Cywilizacji miałam okazję trochę o innych
religiach się dowiedzieć – każda (prawie) niesie w sobie coś
mądrego, coś irracjonalnego, coś podobnego (szokują wspólne
wątki dla prawie wszystkich głównych religii świata jak np. mit o
potopie) i dalej również w ten czysto rozumny sposób chętnie
chwalę się byciem Katolikiem. Gorzej jednak już z nazwaniem się
Polskim Katolikiem. Pomijając rozhulanie hierarchii dochodzi
umiłowanie ascetyzmu – cierpienie uświęca, a co z pracą? Z
inicjatywą? Czy radością z życia? Kiedy się patrzy na przykład
Papierza Franciszka, wie się, że jedno nie wyklucza drugiego.
Mam teraz mały dylemat z naszym
3,5 letnim synkiem. Od jakiegoś roku, ma etap „dlaczego”.
Zdecydowanie to nie Toyota, ale trzylatki wymyśliły metodę „5
WHY”. Prawie zawsze nas, rodziców, doprowadzi do momentu w którym
albo już nie umiemy uzasadnić przyczyny źródłowej (z niewiedzy),
albo się zapętlamy w coraz bardziej skomplikowanych pojęciach, do
których dochodzą kolejne dlaczego. I teraz, jak odpowiedzieć
małemu dziecku, dlaczego Jezusek wisi na krzyżu i go boli? Kościoły
Katolickie epatują przemocą (a te średniowieczne przemocą i
golizną). Nasz synek ma traumę i potem mimo prób tłumaczenia
zamartwia się o tego Jzuska (tak mówimy o zmartwychwstaniu, ale to
troszkę za duża abstrakcja jak na ten wiek).
Nie jest łatwo być rodzicem
małego poszukiwacza wiedzy.
Nie jest łatwo być człowiekiem
wierzącym, jeżeli nie ma się tendencji do podążania za tłumem.
Nasz wieniec
A post został zainspirowany pogrzebem (pięknym, dzięki żałobnikom), w którym uczestniczyliśmy w sobotę. Zwyczajowo rodzina zapłaciła za pogrzeb oraz za kolejną mszę za zmarłego w innym terminie, jeszcze przed uroczystością w zakrystii (za takie msze zapłaciło też sporo gości). W czasie pogrzebu ksiądz po kazaniu powiedział, że jeszcze TERAZ można podejść i zapłacić za msze za zmarłego. On na koniec mszy odczyta kto to zrobił, a za tę mszę pogrzebową prosi wrzucić teraz pieniądzem do tacy, która jest obok urny zmarłego. I żeby było zabawnie, sporo osób to oburzyło (wiem z rozmów) i jednocześnie zerwali się, żeby zapłacić. Mam do nich pytanie - jak ten ksiądz ma wiedzieć, że coś zrobił nie tak? Mówią, że większość rodzin się rozpada przez nieumiejętność komunikacji. A kościół to też rodzina, przynajmniej tak powinno być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz