Dubrownik
Perełka. Piękne miejsce do bólu.
Już dojazd z widokiem z drogi wijącej się po górach na panoramę
starego miasta, morza, wysp, gigantycznych statków rejsowych, zapiera
dech w piersiach. I oczywiście wszystko psują turyści (tacy jak
my), bo jest tam ich miliard, co winduje ceny, oblepia samochodami
najmniejszy skwerek i zamazuje obraz najbardziej uroczych miejsc.
Być w Chorwacji i nie odwiedzić
Dubrownika to grzech i piszę tak, mimo że jedyne złe wspomnienie z
tych wakacji wiąże się z Dubrownikiem. Chorwacja słynie z
wąskich, krętych dróg pozbawionych chodników czy nawet pobocza. I
taką ruchliwą, wąską drogą, musieliśmy przejść od parkingu
(drogiego jak fiks) do starego miasta. Kierowcy byli jakby obrażeni
na nas, że jeszcze my próbujemy tamtędy iść, a na wózek
(zabraliśmy wózek ze względu na upał, w nosidełku, wśród
nagrzanych kamiennych ulic Zosia umęczyłaby się), kompletnie nie
było miejsca. Kiedy ostatecznie doszliśmy do bramy miasta nikomu
nie przyszło do głowy, żeby zatrzymać się, żebyśmy przeszli
przez ulicę (całkiem inaczej jest np. na Wyspach Kanaryjskich, tam
uprzejmość kierowców szokuje, z daleka widząc chęć przejścia
przez ulicę przez pieszego, zatrzymują się, absolutnie zawsze).
Kiedy w końcu jedno auto skręcało, wykorzystaliśmy okazję, żeby
przejść, tymczasem po sekundzie stania kierowca motoru stojący za
skręcającym samochodem zniecierpliwił się i wyjechał zza
samochodu rozpędzając się. Z piskiem opon zatrzymał się 30 cm od
wózka z Zosią i... z koleżkami motocyklistami, zaczął na nas
krzyczeć! I nie, nie szliśmy w miejscu z zakazem ruchu dla
pieszych.
Józek był zachwycony starym
miastem – aż się prosi o zabawę w rycerza, a jak odkrył knajpki
z instrumentami wystawionymi na ulicę, to już w ogóle był w
siódmym niebie. Cudownie się z nim i jego entuzjazmem zwiedza :-)
Tucepi i Baska Voda
Mając do dyspozycji samochód na
Riwierze Makarskiej, trudno byłoby nie zwiedzić uroczych
miasteczek, których pełno. Dlatego czasami, po plaży, zamiast na
deptak w Podgorze, gdzie mieszkaliśmy, jechaliśmy do sąsiadów.
Odwiedziliśmy Baskę Vodę i w porównaniu z innymi, miejscami w
Chorwacji, nie przypadła nam do gustu. Tłumy jak w Makarskiej, ale
miejsca do chodzenia miej, więc to wszystko ubite koło siebie i
brak promenady (jest piękny port, a potem wąski chodniczek po
plaży, gdzie co kawałek trafia się jakaś knajpka), ludzie jak w
procesji idą po ulicy, która jest włączona do ruchu drogowego, co
mnie nie bawi. Na obronę BV potwierdzam – dużo ciekawych knajpek
i przepiękne jachty w porcie.
Z odwiedzonych wieczorową porą
miejscowości, najbardziej do gustu przypadło nam Tucepi. Jest tam
to co powinno być w nadmorskim kurorcie – piękne plaże, zadbane
skwerki, ryneczek, promenada, port, kawiarenki i sklepiki z
badziewiami. Jak wisienka na torcie był dla nas koncert polskiej
orkiestry dętej w centrum miasteczka.
Makarska
Moi znajomi albo kochają albo
nienawidzą, tak już jest z Makarską. Bo w odróżnieniu od
malowniczych okolicznych miasteczek, Makarska to miasto. Z plusami i
minusami. Traci blokowiskiem, hotelami w „międzynarodowym”
stylu, mniej uroczym niż chorwackie domki. Zyskuje ilością
możliwości – piękny port ze starówką, półwysep z parkiem,
alternatywnym deptakiem i długa, pełna atrakcji promenada wzdłuż
morza. Ja Makarską uwielbiam.
Sv. Jure w PN Biokovo
Ekstremalnie. Ja bym stchórzyła,
choć niezły ze mnie kierowca, ale mój małżonek uwielbia wyzwania
na drodze i dla niego to była frajda. Droga jest tak wąska, że
rower z autem się nie minie. A tam nawet autobusy jeżdżą!
Oczywiście przed autobusem jechał przewodnik, który wzdłuż całej
drogi torował im przejazd i kazał samochodom cofać się do
najbliższych zatoczek. A do takiej zatoczki to czasami daleko, strom
i zakręty takie, że obracasz się prawie o 180 stopni.
Widoki nieziemskie. Dla nich warto
się przełamać i jechać. Po drodze można spotkać konie, czy
krowy (w niższych partiach góry). A na szczycie chary owadów,
które ludzi się wcale nie boją i leniwie przed nosem latają. Wg
naszych gospodarzy, żeby widoczność była idealnie przejrzysta
należy do 05 lipca wyjechać na szczyt. My pojechaliśmy 7 lipca, bo
co ;-) I tak było cudownie. My rozpuszczeni turyści spodziewaliśmy
się na szczycie infrastruktury – w wyobraźni widziałam szklaną
kawiarnię na obracającej się platformie, tak, żeby widok z każdej
strony podziwiać. Co najmniej tarasu widokowy. A jest parking, budka
strażnika i uroczy szlak do kapliczki. Ale i tak warto tam być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz