Mieliśmy testować namiot i spać w nim w weekend. Spontanicznie kupiony w poniedziałek na rzecz przetestowania A1 i planu przejechania trasy Besidy-Jelitkowo w Gdańsku w 5,5 godziny. Mieliśmy dziś pojechać do Zakopanego (to chyba klucz- 3 podejście, 3 raz tragiczna pogoda).
Ba! Nawet już znając wynik rozgrywki nadzieja vs rzeczywistość na rzecz rzeczywistości (zimno, szaro, siąpi) mielismy pojechac do hotelu Gołębiewski na baseny i co? Zero miejsc na parkingu. Basen pełny. No to moze kino? Brak opieki dla Zosi, a jest jeszcze za mała na takie atrakcje. Cóż pozostało? Gry planszowe (Zosia i Józek uwielbiają rzucać kostką) i... dogadzanie sobie jedzonkiem. Wczoraj rosolek i tortille, a dzis żurek i roladki z camembertem i suszonymi pomidorami. Do tego ciasto, naleśniki i co najbardziej zgubne: miody, likiery i mój ukochany krem z migdałów przywiezione prosto z Sycylii. Niebo w gębie i miliard kalorii.
Jeśli chodzi o pogodę to lato nas na razie nie rozpieszcza, ale dobrym jedzonkiem zawsze można poprawić sobie humor ;)))
OdpowiedzUsuńDlatego bardzo się cieszę, że "urlop" rodzicielski przypadł mi w zeszłe lato, kiedy było znacznie słoneczniej:)
UsuńAle za to jak fajnie spać w namiocie, gdy pada deszcz!
OdpowiedzUsuńAlbo na poddaszu 5* hotelu ;-P
Usuń