Bo
tego albo się nie bierze wcale pod uwagę, albo wręcz przeciwnie, zakochuje się
w tym. Święta z biura podróży. No może nie do końca – nie wyjechaliśmy na
ciepłe wyspy tylko do Zakopanego. I było cudownie. Należeliśmy do nielicznych
osób, które tak spędzały święta pierwszy raz – większość obecnych nie dość, ze
któryś raz była w naszym pensjonacie (Gromada, Poronin), mało tego spora część
spędzała tam również Boże Narodzenie z Sylwestrem i to często w kilka rodzin,
które zamiast jednej osobie zwalać się na głowę razem jechały do takiego
pensjonatu. Polecam każdemu, kto czuje się zmęczony lub znudzony po świętach.
To niemożliwe było w naszą Wielkanoc.
Przyjechaliśmy
całą rodzinką i ze znajomymi w Wielki Piątek około południa do Zakopanego.
Właściwie zaczęliśmy od obiadu w Pstrągu, góralskiej karczmie, a następnie
wybraliśmy się na spacer po Krupówkach. W piątek, sobotę jak i niedzielę było
słonko i zachmurzenie. Właściwie, gdyby pominąć fakt 11 stopni, całkiem
przyjemnie. Wyjątkiem była niedziela, chwila prawie z błękitnym niebem i
śnieżyca przez 2 godziny – ekstremalna pogoda, ale wtedy szczęśliwe mieliśmy
atrakcje typu indoor. A „w cenie” atrakcji było sporo.
O
16:00 w Wielki Piątek było zakwaterowanie, od 16-19 obiadokolacja postna, ale
smaczna i syta. Dla chętnych już w piątek można było skorzystać z wejściówki na
Baseny Termalne Szaflary. My wybraliśmy relaks i spotkani ze znajomymi. W
sobotę po śniadaniu na każdą rodzinę czekał ozdobiony koszyczek i wozami z
końmi jechaliśmy na święconkę do zabytkowego kościółka. Tu nastąpił jedyny w
czasie pobytu niemiły incydent. Górale konie źle traktują i basta – jeden
padał, ślinił się i słaniał ze zmęczenia, a uwagi budziły tylko agresję.
Oczywiście można zapomnieć o workach na odchody, więc wszędzie były kupska koni
na drogach, pod domami rozjechane przez auta.
Święcenie
koszyczków i powrót minął spokojniej ponieważ padający koń nie jechał koło nas.
Popołudniu pojechaliśmy na baseny termalne. Dzieciaki były przeszczęśliwe.
Najpierw na chwilę wyszliśmy z nimi na baseny zewnętrzne, które mają najwięcej
uroku, ale z małymi dziećmi spędziliśmy tam kilka minut i to zanim maluchy
zmoczyły głowy. W Szaflarach trochę brakuje basenu stricte dla małych dzieci,
jednak poza tym było przyjemnie i czysto.
Wróciliśmy
do pensjonatu akurat na obiadokolację, a o 20 było ognisko z herbatką z cytryną
i grzanym winem. Córa do dziś pyta, kiedy znowu będzie ognisko i kiełbaska. W
poniedziałek wstaliśmy leniwie i poszliśmy na gotowy, udekorowany stół ze
świeżym pieczywem, pysznościami, nowalijkami, tradycyjnym żurkiem i doborowym
towarzystwem. Po kawce i ciastach wybraliśmy się na przejażdżkę od Zakopanego w
kierunku Bukowiny Tatrzańskiej, a następnie ponownie na baseny (akurat córeczka
zrobiła drzemkę w aucie). Po obiadokolacji graliśmy w planszówkę złodzieje i
policjanci z dziećmi, a o 20:00 była impreza z płonącym dzikiem i kapelą
góralską. Córa pierwsza rwała się do tańca, choć była jedynym dzieckiem, bo cała
reszta, łącznie z naszym synkiem wybyła z animatorką, która przygotowała im kinderparty
z pysznościami i tematycznymi, wielkanocnymi zabawami.
Niedziela przed południem powyżej, poniżej widok z okna popołudniu
W
poniedziałek po śniadanku spakowaliśmy się i o 11 wymeldowaliśmy się z pokoju.
Pojechaliśmy do doliny Małej Łąki (20 zł za parking!) i zrobiliśmy krótki
spacer, bo w górach zima dalej w najlepsze. Następnie zatrzymaliśmy się na
targu w Zakopane kupić oscypki i ruszyliśmy ostatni raz na baseny w Szaflarach.
Jak wchodziliśmy góry było widać jak na dłoni, świeciło słonko, a jak
wychodziliśmy Giewont by w kołdrze z chmur, a na wysokości Chochołowa zaczął
sypać siarczysty śnieg z deszczem. Jechaliśmy naszą ukochaną trasą przez
Jabłonkę (z przerwą na drożdżówki), Zawoję i Tresną, dzieci przespały całą
drogę wymęczone spacerem w górskim powietrzu i basenami.
W
domu czekała na nas moja Mama z żurkiem, sałatką warzywną, wędlinami, babką na
oliwie dwukolorową i tulipanami. Umilenie powrotu do rzeczywistości.
Read more ...